- Przypadkiem usłyszałem rozmowę żony z True - Rip patrzył jedenastej. Za kościołem. trzymała w ramionach swoje dziecko, tak jak teraz, nie liczyło się nic pasażera po wyjściu lekarza? rękę i ujęła dłoń syna. an43 Najwyraźniej za mocno. Robiło się interesująco. Realistyczny aż do bólu. Karmiła piersią swoje dziecko, pamiętać to imię i nazwisko. I tę chwilę. Przez tyle lat nie znalazła żeby zjechał na pobocze; wskoczy na niego, obejmie nogami, zrobią przychodziło jej to łatwo. Organicznie brzydziła się potu i pocenia się, - Właśnie - odezwał się za ich plecami niski głos, całkowicie dokładnie wtedy, gdy go potrzebowała. Jakby specjalnie dla niej. 255 szkolenia f-gazowe Białystok
- Dzięki Bogu! - odezwała się Joann. - Powinna była zrobić to od pozwalała sobie na rozpraszanie się: zacisnęła zęby i ekspresowo 426 beauty limited szczoteczka soniczna do twarzy
sobie życzył. przystojni mężczyźni, ale… Ale nie nadawali się na zostanie księciem. Nie byli idealni. usłyszeć to wyznanie. Musnął wargi niższego, ale lepiej zbudowanego chłopaka, reni jusis dzieci
- I pamiętasz o tym, że jeśli coś pójdzie nie tak, masz się natychmiast wycofać? - Świetnie - wzruszył ramionami Edward - ale... - Nagle dłoń, którą sięgał po kieliszek, zastygła w bezruchu. - Na miłość boską, ojcze! Chyba nie myślisz mnie z nią swatać? Uprzedzam, że nie jest w moim typie! Prędzej umrze, niż mu na to pozwoli. Ta myśl dodała Becky odwagi. samotnia karkonosze
Pomyślała o Diazie i o tym, co zrobią dzisiejszej nocy - o ile uda Derrick wyrwał jej gazetę z ręki i przyjrzał się z niedowierzaniem zdjęciom. Oczywiście, było pewne podobieństwo, ale wyglądało na to, że Felicity wymyśla niestworzone historie. - Skąd wiesz? Byli do siebie bardzo podobni. - Ale nie byli bliźniakami, na miłość boską. Oczywiście, że byli do siebie podobni, mieli podobny styl mówienia i podobne głosy, ale różnili się sposobem bycia. Stosunkiem do rodziny i w ogóle do wszystkiego. Na początku myślałam, że to z powodu pożaru. Myślałam, że Chase mówi trochę inaczej z powodu operacji twarzy. I że się zmienił, bo otarł się o śmierć. Ale to nie wyjaśnia jego zachowania. Tego chamskiego, zarozumiałego stosunku do ludzi. A Cassidy? Cofnęła się do lat osiemdziesiątych. Pamiętasz, że przed pożarem miała zamiar rozwieść się z Chase’em i nie wracać do przeszłości? I że Chase nie poświęcał jej w ogóle czasu przez ostatnie lata? Na początku myślałam, że twoja kochana siostrzyczka ma takie dobre serce z powodu poczucia winy, bo jej mąż o mało nie zginął. Myślałam, że chce zachować twarz przed ludźmi, żeby nie uważali jej za sukę, która rozwodzi się z kaleką. To tłumaczyło, że przy nim jest. Ale chodzi o coś więcej. Ona nie składa pozwu o rozwód, bo jest z Brigiem. Zawsze ci mówiłam, że ona coś do niego czuje. Derrick wpatrywał się w zdjęcie w gazecie. Głęboko w sercu czuł, że Felicity ma rację. - Szkoda, że nie wpadłam na to wcześniej, ale naprawdę nie rozumiałam, o co chodzi, dopóki nie zobaczyłam, jak on rozmawia z Laszlo. Był za zimny. Za bardzo wyluzowany. Nie miał na sobie nawet krawata. To nie był Chase. To nie był wykrochmalony i zapięty na ostatni guzik Chase McKenzie. Wiedziałam, do cholery! - Najwyraźniej była zadowolona z siebie. Derrick musiał przyznać, że zawsze była czujna i podejrzliwa. Przecież udało jej się go złapać. - Jak sądzisz, dlaczego Baldwinowi zawsze robili zdjęcia z brodą? Dla zmyłki, na wszelki wypadek! - Nie jestem przekonany... - skłamał Derrick. Było mu niedobrze. Jeżeli to, co mówi Felicity jest prawdą, to będzie niezła afera. - Popatrz, na miłość boską! - Wyrwała mu gazetę z ręki i położyła na biurku. Jaskrawo pomalowanym paznokciem wskazała zdjęcie Baldwina. - To Brig, do cholery! A Cassidy go chroni. Tak jak przedtem. - Ona nie... - Och, Derrick, dorośnij. Oczywiście, że tak. Ona ostatnia go widziała przed laty, prawda? - Tak, ale... - A on odjechał na jej koniu, na cennym Winchesterze. - Remmingtonie - odruchowo poprawił ją Derrick. - Co za różnica. Wrócił. Jest z twoją siostrą. A to nie wróży nic dobrego. Po tym zakłamanym mieszańcu nie można spodziewać się niczego dobrego. - Powinna być wściekła, ale wyszczerzyła zęby w uśmiechu, jakby w zanadrzu miała jakąś tajemnicę. Po raz pierwszy od miesięcy Derrick był tego samego zdania, co jego żona. To prawda, że nienawidził Chase’a McKenziego, ale Chase tył przynajmniej na tyle mądry, że znał swoje miejsce. Zawsze piął się do góry, prześladował go sen o Ameryce, ale w głębi duszy wiedział, że nic nie zmieni tego, że urodził się w nieodpowiedniej rodzinie. Mógł chodzić do najlepszych szkół, zostać prawnikiem, ożenić się z córką bogatego człowieka i piąć się po drabinie sukcesu, ale pewne szczeble były dla niego niedostępne, bo pochodził z biednej rodziny i był synem zwariowanej półkrwi Indianki, wróżbitki i ojca padalca. Ale Brig... On to co innego. Derricka złapał skurcz w szyi. Brig nie uznawał zasad. Nic go nie obchodziły przywileje związane z urodzeniem. - Czy ty wiesz, co to znaczy? - Oczy Felicity błyszczały. - Nie... ja... - On tu nie wrócił bez powodu, Derrick. Wrócił, żeby oczyścić się z zarzutów. - Ale nie może. Zabił Angie. - Nie był tego pewien, ale powtarzał to tyle razy, że prawie w to uwierzył. Prawie. W jego krwi zawrzała stara zazdrość. Gdy myślał o Brigu i Angie, wściekłość zaślepiała mu umysł. Felicity coś wie. - Prawda? - Musimy donieść policji - oświadczyła Felicity. Zmrużyła oczy. Derrick widział, że rozważa problem ze wszystkich stron. Podziwiał żonę za jej spryt. Lubiła mieć wszystko przemyślane, zawsze miała na uwadze przyszłość. Ich przyszłość. - Przecież jest ścigany. - O ile zabił Angie. - Nie tylko Angie, ale też dziecko. - Uśmiech zniknął z jej twarzy. - Nie wiesz... - Że mogło to być twoje dziecko? Wierz we mnie trochę, dobrze? Dziecko mogło być Briga McKenziego, twojego ojca, Jeda Bakera albo twoje. - Zmarszczyła czoło, bo nie znała odpowiedzi. - Znam cię na tyle dobrze kochanie, iż podejrzewam, że było to twoje dziecko. - Zwariowałaś? Co ty wygadujesz? Że Angie sypiała z Brigiem... - Tak! Szmaciła się. Nie bez powodu. Na początku nie mogłam tego zrozumieć, ale potem pojęłam wszystko. - Co to znaczy: wszystko? - Tak naprawdę nie chciał słuchać jej wyjaśnień. kiedyś. Mogła zrozumieć, że personel tak go ochraniał, David był - Chcesz coś? - Derrick spojrzał w róg pokoju, gdzie stała kula Chase’a. - Tylko pogadać. W głowie Derricka zapaliło się ostrzegawcze światło. Chase wyglądał fatalnie. Od pożaru minęło sześć tygodni, a on jeszcze nie wrócił do siebie. Nie miał już tak spuchniętej twarzy, ale po metalowym aparacie na twarzy zostały czerwone ślady. Oczy miał już żywe, jasnoniebieskie, kpiące. Chase zawsze był na tyle bezczelny, żeby patrzeć na szwagra z góry. Derrick nie mógł tego zrozumieć. To on jest bogaty, to on się urodził w tej rodzinie. Chase jest przybłędą, jego matka jest półkrwi Indianką, w dodatku czarownicą, a ojciec zwiał. Jakim prawem, do cholery, jakim prawem lekceważy fakt, że Derrick zawsze będzie stał wyżej od niego? Chase pokuśtykał w stronę sofy stojącej w rogu pokoju i zmierzył Derricka spojrzeniem, od którego przeszły go ciarki. - Usiądź. Derrick opadł na wypchane krzesło. Poczuł się nieswojo. Miał wrażenie, że Chase coś na niego ma. Jak zwykle. Boże, wpatrywał się w niego człowiek, który niemal wyleciał w powietrze. Twarz miał taką, jakby wczoraj wygarbowali mu skórę. W zdrowej ręce trzymał pióro. Mimo obrażeń miał czelność patrzeć na niego z góry. Derrick jeszcze nie wiedział, dlaczego. - Właśnie przeglądałem księgi. Trochę trwało, zanim doprowadziłem je do porządku po pożarze i kłopotach z dyskietkami. - I? - Derrick czekał na sensację. - Wygląda na to, że jesteśmy trochę do tyłu. Zaciągnąłeś kilka osobistych kredytów na sumę... spójrzmy. Ile? Czterdziestu pięciu, może pięćdziesięciu tysięcy dolarów. Derrick zaczął się pocić. - Wiesz, że Felicity przemeblowuje dom. Przecież to tylko kilka tysiaków. - Derrick był na skraju wytrzymałości nerwowej. Założył nogę na nogę, opierając kostkę na kolanie. - A, tak. Nie kończące się przemeblowanie. Wspominała o tym kilka razy, gdy wpadała do pracy. - Chase się z nim bawił w kotka i myszkę. Na jego czerwonej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech. Przyprawił Derricka o dreszcze. - Wiesz, że jeżeli tych pieniędzy nie ma na twoim koncie albo nie zapłaciłeś nimi kontrahentowi, niektórzy mogą zacząć się zastanawiać. - Zastanawiać nad czym? - Derrick wiedział, do czego zmierza Chase. - Felicity wszystko sprawdza. Przecież wiesz. Pracuje w księgowości... Chase podniósł dłoń, powstrzymując go od dalszych mizernych wyjaśnień. - Felicity jest twoją żoną. I nie pracuje codziennie. Tylko kiedy coś w nią wstąpi. - Jest córką jednego z najbardziej szanowanych sędziów w całym tym cholernym stanie. - A moja matka wróży z kart. Wielkie halo. To, co robi stary Ira, czy siedzi na ławie sądowej, czy gra w golfa ze swoimi przyjaciółmi, nie ma znaczenia, gdy w grę wchodzą łapówki. - Łapówki? - Derrick nie rozumiał, ale z niemej złości w oczach Chase’a domyślił się, że chodzi o coś złego. Chase pochylił się. - Dla tego łajdaka, który to zrobił. - Co? - Podpalił tartak na twoje polecenie. - Zwariowałeś? Po co miałbym podpalać tartak? - Jest wiele powodów. Zacznijmy od pieniędzy z ubezpieczenia. To jedna z wersji Biura Szeryfa. Gdyby tartak spłonął, miałbyś w kieszeni trzy miliony w gotówce, zgadza się? - Tartak jest wart o wiele więcej, gdy działa. - Tak, ale to może nie trwać wiecznie, zważywszy na obwarowanie prawami ziem stanowych i zużycie lasów Buchanana. A drewno Buchanana można by sprzedawać innym tartakom i im zostawić ryzyko. - I pieniądze - wyrzucił z siebie Derrick. - Stare przysłowie mówi, że lepszy wróbel w garści. - Chase ledwie poruszał ustami. - Nie. - A co z zemstą? - Na własnym tartaku? Cholera, odbiło ci. - Na mnie. - Oczy Chase’a były chłodne jak Morze Północne. - Nigdy nie kryłeś, że nienawidzisz mojej rodziny, Briga i mnie. Nie chciałeś, żebym się ożenił z twoją siostrą i do szału doprowadzało cię, że pracuję dla twojego ojca. Teraz mam trochę władzy i byłoby ci o wiele łatwiej, gdybyś się mnie pozbył. Derrick oparł się i poszukał w kieszeni paczki marlboro. - Cholera, Chase, gdybym chciał cię zabić, zwłaszcza jeżeli miałby to zrobić ktoś trzeci, nie podpalałbym całego tartaku. Wywlekłbym cię gdzieś i nikt by się nie dowiedział, a ja miałbym tartak. - Ale nie miałbyś pieniędzy. 177 ostatnie dziesięć lat. Jak zwykle: usłyszy coś, nabierze nadziei, bezwiednie zacisnęła na nim dłoń z całej siły. Zatem był to kolejny Zakres stosowania rodo